Majówka stała pod wielkim znakiem zapytania... większość z nas nie bardzo wierzyła w zmianę pogody. Tak też i my....
Jako, że maturzysta w domu, wypad kilkudniowy naszym camperkiem odpadł na starcie.... I tak "przesiedzieliśmy" do niedzieli... Po przepracowaniu wirtualnym paru ewentualności (byliśmy w Pradze, w Miszkolcu, na Słowacji,...) eureka!!! Jedziemy do portu Gliwice na rekonesans.
Zapachniało wiosną, a nawet wakacjami... prognozy na pierwszy dzień maja obiecujące, więc cóż chcieć więcej?
Wyczarterowaliśmy łódkę motorową i kanałem gliwickim udaliśmy się w nasz dziewiczy rejs....
Miało być długo i pięknie.... Było ... pięknie.
Z uwagi na podwyższony poziom wód mogliśmy pokonać tylko jedną śluzę z czterech planowanych.... Cóż... "taki mamy klimat"....
Był za to czas na podziwianie widoków, obcowanie z przyrodą, podglądanie kormoranów i bliskie spotkanie z lochą i jej małymi (dreszczyk emocji był - a jakże!).
Na lokalnej "wysepce" mieliśmy wspaniałą okazję podglądać kormorany z bliska. Na tyle blisko, żeby podglądać ich żerowanie i karmienie młodych, ale na tyle daleko, żeby być bezpiecznym od spadających nieustannie ptasich "niespodzianek".... ;-)
Młody zasmakował w byciu sternikiem,
śluzowanie pierwsza klasa,
a główny sternik (G) spisał się na medal!
A to dopiero początek sosenkowego motorowodniactwa, a co!
Dla chętnych strona mariny, z usług której z przyjemnością skorzystaliśmy i polecamy :
http://marinagliwice.pl/
Pozdrawiamy!!
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza